LONDYN 2015.

by

To działa jak magnez. Ta nierozpakowana walizka i próbki kosmetyków w osobnej, łazienkowej szufladzie czekające na dokonanie wyboru. Jest zima to wiadomo, zabieramy więcej kremu do twarzy, jest lato, to pakujemy mleczko do ciała dla przesuszonej słońcem skóry.
Podróże, te które odbywam tak na mnie działają. Pochłaniają mnie całkowicie i czasem mam wrażenie, że jestem w takiej wiecznej już drodze dokądś, a ten miarowy stukot pociągu, godzina odlotu samolotu, czy licznik w taxówce, która odwozi mnie do ciepłego, krakowskiego mieszkania to taki mój prywatny zegar. Bije, odlicza i przybliża.
We wszystkich tych europejskich miastach zostawiam część siebie, przez co też tak chętnie do nich wracam.
Pamiętam jak byłam mała nie lubiłam podróży, tych wyjazdów kojarzących się z wiecznym niezdążeniem na coś, albo czekaniem na brudnych przystankach. Zawsze bałam się, że się zgubię i nikt mnie nie będzie szukał.
Teraz jest już na szczęście inaczej.

Fot.: Archiwum prywatne.