Homelessness is a big issue...

by


Fot.: Pinterest.
Mam dla Was dwie historie do opowiedzenia, w których udziałem są Bezdomni. Nie umiem o Nich pisać, nigdy nie rościłam sobie również prawa, aby Ich oceniać. Ale podejrzewam, że cholernie mało trzeba, aby stoczyć się na dno i nie mieć nic. Bo jak się nie ma domu, to nie ma się nic: swojego kubka na ciepłą herbatę, ani spojrzenia ukochanych oczu. Wszędzie i zewsząd dojmująca pustka. Nie wiem, gniew może, a na końcu chyba szaleństwo w tej samotności, bo człowiek nie jest stworzony do życia w pojedynkę. 
Pomyślałam, że napiszę właśnie o Bezdomnych, kiedy w nocy obudził mnie strasznie ulewny deszcz, jakaś wichura, która wyrwała ze snu moje, opowiadane w głowie nocne historie. Lubię jak pada w nocy, lepiej śpię, zwłaszcza po takim wiosennym deszczu. Chłód pojawiający się na ciele szybko dał się pokonać przykryciem i objęciem A. Jak dobrze, pomyślałam, że mogę tak spokojnie zasypiać w środku nocy, że mam to wszystko. Ale zaraz słyszę zgrzyt wózka. Jego wózka, tego Bezdomnego, który przychodzi pod nasz blok i czasem go wpuszczam wieczorem, w środku zimy na klatkę, bo nie potrafię zamknąć przed Nim drzwi. 
Słyszę te krople, które dudnią już w mojej głowie coraz bardziej i słyszę ten wózek. Przecież wiem, że to idzie On. I, że nie ma parasola, a stary, wyciągnięty sweter i, że pcha ten wózek przed sobą...
Historia pierwsza: z udziałem Bezdomnego, spod Biedronki, która jako nowo otwarta stała się miejscem na zbiórkę drobnych, wiadomo na co. Stoję w długiej kolejce do kasy, spieszę się. No każdy się przecież dzisiaj spieszy i wyraża to swoją niezadowoloną miną, prawda? No to stoję i patrzę przede mną Bezdomny właśnie. Z piwem tylko. Nagle odwraca się w moją stronę, patrzy i mówi: "Ja Panią przepuszczę, mnie się nie spieszy, ja mam czas". Potem przepuszcza jeszcze chyba ze 2 osoby. Kurde, myślę, fajnie, Koleś masz to, czego my, normalnie (powiedzmy) funkcjonujący niestety już dzisiaj nie mamy...
Historia druga. Słoneczne rano, na dworcu w Krakowie. Każdy z kubkiem kawy, biegnie na swój autobus. Pośpiech, wieczny niedoczas i zadowolenie, że drzwi zamknęły się tuż za nami. I każdy z nas, tak gnających, w potrzebie niespóźnienia się choćby pięciominutowego wdeptuje w gówno. Takie psie, zostawione po porannym spacerze w głównym przejściu dworca. Tak, każdy z nas tak pędząc jest umoczony po trochu w tym gównie, śmierdzącym cholernie, ale z satysfakcją dobrze przeżytego pseudo życia. I nagle podchodzi Bezdomny i mówi głośno: "Ej ludzie, czy Wy nie widzicie, że wszyscy jak się tak spieszycie wchodzicie w to gówno...?"