by Qawiorka.
Nie
jest dla nikogo z moich najbliższych Przyjaciół tajemnicą, że przywiązuję dużą
wagę do wyglądu! Jest dla mnie bardzo ważne to, jak się prezentuję, kiedy idę w
sobotni poranek po gazetę i kiedy przyjmuję gości na kolacji. Zawsze uważałam,
że strój w jakimś stopniu odzwierciedla nas samych – to chyba kwestia dobrego wychowania
nie pozwoliłaby mi pójść na ważne, biznesowe spotkanie w butach na płaskim
obcasie!
Zwracam
uwagę na to, czy strój jest dopasowany do okazji, a jeśli ktoś się fajnie
prezentuje na spotkaniu ze mną, myślę sobie: „kurcze: na tle tej osoby też
musze dobrze wyglądać” Chociaż ostatnio mój mąż po powrocie z jednej z domowych
imprez, na której zdecydowana większość prezentowała się świetnie stwierdził,
że ja stawiam poprzeczkę bardzo wysoko jeśli chodzi o wygląd i ciężko mi
dorównać! No okej, znam jedną osobę, może dwie, którym to się czasem udaje!
Podobnie
jak większość ludzi, którzy zawodowo zajmują się modą uważam, że polska ulica
się zmienia – i to na lepsze! W większości miast nie brakuje dobrze ubranych
kobiet, które dbają nie tylko o to co zakładają na siebie, ale również
świadomość swojego ciała nie jest dla nich już tematem tabu! Z mężczyznami bywa
różnie.. Pisząc poprzedni post o mojej tęsknocie za Paryżem, czy Londynem
miałam na myśli również świetnie ubranych tam mężczyzn. Kiedyś – to było
jeszcze w szkole średniej, (kiedy Kraków wydawał się prawdziwą metropolią)
jedna z moich Przyjaciółek powiedziała: Olga do Krakowa można przyjechać tylko
po to, aby popatrzeć na ludzi, na to jak się noszą! Co prawda od tamtego czasu
widziałam wiele piękniejszych miejsc i ludzi znacznie lepiej ubranych, ale w
tamtych słowach chyba faktycznie coś było…
Zdecydowanie
jesień jest tą porą roku, kiedy „stroję się” najbardziej! Starannie dobieram
buty, dodatki, o torebce (torbie sportowej na trening) nie wspominając! Polskie
lato momentami jest dla mnie zbyt upalne (na deszczowe dni mam świetne kalosze,
które budzą zachwyt zarówno wśród moich rówieśniczek, jak i ostatnio mojej
masażystki), zima z siarczystym mrozem sprawia, że jestem tak obwinięta
szalikiem, że ciężko mnie poznać na ulicy, a wiadomo, wiosny nie ma! Pozostaje
więc jedynie jesień na prezentację swojej szafy!
Aby
nie było, że zawsze chodzę w szpilkach i, że trzymam fason, zaraz zakładam
dresy (duże, w rozmiarze S, oczywiście z męskiego działu), nieśmiertelne Nike
spritntery i dosłownie wybiegam z mieszkania!
Acha,
na koniec słowa (podobno) najlepszego warszawskiego krawca:
„Ubiór
ma podkreślać atrakcyjność danej osoby, a nie konkurować z nią”!
Fot.: peonyandfig.tumblr.com